samotność filozofa


By żyć samotnie, trzeba być zwierzęciem lub bogiem – powiada Arystoteles. Brakuje trzeciej ewentualności: trzeba być oboma –  f i l o z o f e m…
– tak pisze Nietzsche

To prawda, że wielcy filozofowie bywali samotnikami, ożywcze myśli rodziły się w ciszy. Czy uciekali, czy odcinali się od świata? A może w większości ów świat ich gasił? A może nim gardzili? Cokolwiek to było, było dobrym wyborem. To luksus i odwaga, dokonywać wyborów w zgodzie ze sobą. Większość ludzkości jako taka nie przedstawia większej wartości, ta większość bywa okrutna, zaborcza, obłudna (skrywająca swoje złe intencje pod płaszczem tzw. wartości) i ta większość w swoim przytłaczającym ogromie spycha tych, którzy wartości nie podzielają, a co gorsza śmią je kwestionować.

Filozof swoich czasów zostaje wygnany na pustkowie – gdzie może sam się cieszyć swoim światem, myślami, tym co wreszcie może rozkwitać w nim bez potrzeby konfrontacji z systemami wartości, tolerancji, równości i innych komunałów, które są usprawiedliwieniem dla bezpłciowości mentalnej.

Oczywiście filozof może też pozostać gdzieś w bibliotece i czytać stare księgi zdmuchując z nich kurz. Żyjąc w ten sposób filozof odnajduje w sobie część szczęścia… ale wie, że świat pozostaje takim jakim jest.

Myśl i filozofia są początkiem – bez niego bylibyśmy tacy jak wszyscy, spokojni, zadowoleni i bez wątpliwości. Lecz nie będziemy starcami z mądrym spojrzeniem człowieka, który wiele zrozumiał. W naszych oczach będzie płonąć gniew.

Dodaj komentarz